środa, 14 marca 2012

Zimowa wyprawa Gromady

Zimowisko 2012
2.03-4.03.2012 r.
Przez trzy dni byłyśmy na zimowisku w Sobótce. Było bardzo fajnie!
Dzień 1
Spotkałyśmy się o 1000 na przystanku PKS. Wreszcie wsiadłyśmy do autobusu. Jechałyśmy dość długi czas, aż wreszcie dotarłyśmy do Wrocławia. Tam wsiadłyśmy do średniej wielkości leśnego busu. Był trochę zaniedbany, ale dałyśmy radę. Wreszcie jesteśmy. Nie wiedziałyśmy gdzie iść. Płomyczek zapytał pewnego wilka spotkanego na ulicy o drogę. On wszystko nam wytłumaczył. Szłyśmy górami, ciasnymi dróżkami leśnymi… Widziałyśmy nawet ogromny kamień pomalowany na srebrno, oraz miejsce, gdzie kiedyś było ognisko. Zobaczyłyśmy biały budynek, zrobiony z kamieni i pomalowany białym wapnem. Weszłyśmy do środka. Od razu przywitano nas obiadem. Był akurat piątek więc nie było mięsa, które wilki tak lubią. Na obiad była zupa pomidorowa oraz pierogi ruskie. Potem poszłyśmy rozpakować się na drugie piętro. Ja (Nadia), Tatanka Yotanka (która też z nami jechała), no i Płomyczek zamieszkałyśmy w trzyosobowym pokoju, Imbirka, Błyskawica, Miczi i Karia w czteroosobowym, a Tashunka z Marfefką w dwuosobowym. Było bardzo fajnie. Potem poszłyśmy do Kościoła i na zakupy w Biedronce. Odwiedziła nas nawet czarownica, o imieniu Wilma. Tashunka powiedziała, że może zrobi się dobra, gdy będziemy robiły dobre uczynki. Tak minął nam dzień.
Dzień 2
Rankiem było pyszne śniadanie. Potem trochę zabaw i… wchodzenie na Ślężę! Wchodząc tam, poznałyśmy wiele magicznych zakamarków… Jak np. zawalona jaskinia, po której chodziłyśmy, wiele śladów zwierząt (niestety nie dzikich, lecz to chyba były ślady psów… albo wilków!), ogromny szczyt ze skał, na który też wchodziłyśmy (niestety bez wiedzy Tashunki :)), most ze spróchniałej kłody, starodawny patyk ze znakami, wiele magicznych kamieni i inne cuda natury. Patyk zabrałyśmy ze sobą, ale niestety złamał się na pół… Ale jedną połowę mamy :) Po drodze spotkałyśmy cztery biedronki. Trzy przeszły się z nami na futerku Błyskawicy. Byłyśmy również na wieży widokowej. Widoki były przepiękne! Marfefka- najmłodsza uczestniczka zimowiska bardzo dzielnie szła pod górę. Gratulujemy! Znalazłyśmy też dużo śniegu i lodu. Chyba nie było osoby, która choć raz by się nie przewróciła na lodzie. Spotkałyśmy wiele piesków, m. in. Yorkshire terriera Sisi, 2 husky, 3 kundelki i jeszcze parę słodkich psiaków. Przedstawienia na świeczysku wyszły obu szóstkom super! Pogoda dopisała i wszystkim bardzo podobał się ten dzień. Znów przyszła czarownica Wilma! Tym razem dzięki naszym dobrym uczynkom była milsza i bez dwóch krostek! Zapewniła Miczi, że nie może ona zostać czarownicą, bo czarownicą trzeba się już urodzić. Wilma ma dużą wiedzę o czarownicach, w końcu sama nią jest. Uczyła się w Hogwarcie, czyli szkole, w której uczył się jej bliski kolega- Harry Potter. Opowiedziała wiele szczegółów związanych z magicznymi zaklęciami, miotłami, różdżkami… Opowiedziała nawet, że prawie każdy z nas ma ”klona”, który uczy się w tej właśnie szkole. Dowiedziałam się, że mój „klon” najlepsze stopnie ma z opieki nad magicznymi stworzeniami. Fajny przedmiot :) Był też koncert. Wszystkie wilki zdobyły bardzo dużą liczbę punktów. Wszystkim bardzo gratulujemy! Umyłyśmy się i poszłyśmy spać. Tak minął ten pełen wrażeń dzień. A i zapomniałam napisać, że na obiad był krupnik, kotlet, surówka oraz ziemniaki z koperkiem.


To właśnie Ślęża, na którą dzielnie weszłyśmy.
Dzień 3
Wstałam o 7:40, a pobudka była dopiero o 8:00! Mimo to miałam jeszcze trochę czasu, aby porozmawiać z innymi i poczytać wilczą gazetkę. W końcu przyszła Tashunka i nas obudziła, choć nie spałyśmy :) Może lepsze określenie, to „przyszła powiedzieć, że mamy się ubierać” :) Nie chciało nam się ubierać, ale nie dało rady… Musiałyśmy zjeść śniadanie i iść do kościoła. Wyszłyśmy z naszego „hotelu”. Spotkałyśmy panią z czarnym pieskiem. Piesek podbiegł do nas, a my zaczęłyśmy go głaskać. Jego właścicielka powiedziała, że suczkę ktoś zostawił na parkingu i dwa tygodnie tam była! Ona chciała zaadoptować psa ze schroniska, ale zabrała ją z parkingu, więc też jej bardzo pomogła. Widać było, że ta pani bardzo dobrze zajmuje się swoją sunią o imieniu Sonia. Po drodze do kościoła spotkałyśmy też dwa kotki. Jeden (Pazurek, bo tak go nazwałyśmy) dawał się głaskać, nosić i robić ze sobą co tylko się chce. Natomiast drugi kot (prawdopodobnie kotka) bała się ludzi. Dawała się głaskać, ale tylko na pewną odległość i bardzo rzadko oraz delikatnie. Trudno, rozstałyśmy się z naszym kochanym kociakiem, ale co, nie mogłyśmy się spóźnić na Mszę św. Doszłyśmy do kościoła. Tam jest tak pięknie! Po mszy była gra. Nasi Rodzice przyjechali i poszli się najeść. My szukałyśmy Tatanki Yotanki, którą porwała czarownica. Musiałyśmy znaleźć wiele karteczek (co nie było łatwe) i zrobić z nich zadania. Odnalazłyśmy czarownicę i przy okazji wspaniałe miejsce do zabawy! Potem udałyśmy się na gorącą czekoladę ze śmietaną. Pycha! A i jeszcze poznałyśmy w czasie zimowiska żółwia Oskara. Oskar umie tańczyć w rytm muzyki! I macha nam na powitanie! To taki mądry żółw! I tak zakończyło się zimowisko. Szkoda, że tak szybko…


Pa, pa Ślężo! Będziemy tęsknić…

2 komentarze:

  1. Droga Nadio, wspaniała opowieść, taka prawdziwie wilcza! :)

    Tashunka

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję :)
    Nadia :)

    OdpowiedzUsuń