środa, 27 kwietnia 2011

Świąteczno- wiosenne malowidła na ścianie jaskini

Opis zbiórki -2011-04-15
Dzisiaj na zbiórce robiłyśmy wiosenno-wielkanocną gazetkę. Każdy coś narysował, a potem przypinałyśmy to na naszą gazetkę. Wyszła ślicznie! Miałyśmy też wyścigi. Niestety wilk Avie nie dotarł dziś na zbiórkę! Bardzo nam przykro z tego powodu i życzymy szybkiego powrotu do zdrowia. Widziałyśmy też filmik z naszej pielgrzymki. Nasz totem jest tam pokazywany 2 razy, Tatanka Yotanka 1 raz i ja też 1. A niestety Błyskawicy nie pokazywali wcale :( A na obóz pojedziemy może 1-6 lipca. Pod koniec zbiórki poszłyśmy na plac zabaw. Bawiłyśmy się w berka i tak ogólnie na placu:) Potem poprzychodzili rodzice, a inne Wilczki poszły sobie do domów. No, co by tu jeszcze opowiadać… Może coś o gazetce. Bardzo spodobały mi się kurczaczki Imbirki i króliczek Tatanki Yotanki. I też rysunek Błyskawicy. Oczywiście reszta też pewnie była piękna, ale jej nie widziałam :) A ja narysowałam brązowego króliczka, trzymającego cztery wielkanocne jajka, a obok niego był różowy kwiatuszek z trawką. Na tle były chmurki i trawa. Narysowałam też cztery pieski; mamę, tatę i dwa szczeniaczki; chłopca i dziewczynkę :) A zamiast piłek miały jajka :) A oto dzisiejsza galeria:
To Gaga na placu zabaw :)


A to Mici I Sisi. Też na placu zabaw :)

Mam nadzieję, że wam się podobało!


środa, 20 kwietnia 2011

Nadia i jej czworonożni przyjaciele

Moje zwierzątka…
I nie tylko:)
Witajcie!
Ja mam trzy zwierzątka. Dwa pieski i króliczka miniaturkę. Najpierw opiszę pieski. Więc tak: jednym z moich psów jest Tropek. Tropek jest kundelkiem, jest cały czarny, chociaż teraz zaczął mu siwieć pyszczek i zrobił się lekko brązowy. Jego sierść jest dość długa. Mój psiak urodził się w marcu 2003 roku. Jest bardzo wesoły, uwielbia biegać. Gdy chodzę z nim na spacery, nie ciągnie, ale biegnie! A ja muszę biec za nim! Jest strasznym łakomczuchem. Zjadłby wszystko co by mu się dało, nawet gdyby miał pęknąć. Jest zakochany w czekoladzie i ciasteczkach, ale nie daję mu tych łakoci za często, bo wiem że one szkodzą psom. Uwielbia biegać za piłką, tyle że potem nie chce jej oddać! Można też mu rzucać jabłka latem. Potem gdy się zmęczy kładzie się w cieniu i je to jabłko:). Dostałam go od taty, gdy miałam 3 latka. Był wtedy maleńki i dawał mi się tarmosić jak tylko chciałam. Spał w wózku dla lalek, woziłam go w nim… Uczyłam go tańczyć:). Wszyscy się dziwią że Tropek do teraz żyje, chociaż ja go tak wciąż nosiłam i zachowywałam się jakby to było małe dziecko. Mój piesek mieszka na ogródku w kojcu. Ma tam dwie budy. Jedna kiedyś należała do Sary, która jest już niestety za tęczowym mostem, potem miała być dla mojego drugiego psa Tary, ale ona uparła się, że chce mieszkać na drugim podwórzu:). Ale na razie mowa o Tropku. Więc co bym mogła jeszcze opowiedzieć… Tropek w przeliczeniu na ludzkie lata będzie miał w tym roku 48 lat. Mam dużo książek o psach i ogólnie zwierzętach, dlatego tyle o nich wiem:). Gdy podniosę rękę Tropek potrafi stać na dwóch nóżkach i przychodzi na dźwięk swojego imienia. Lubi się bawić z Tarą. Pieski codziennie w nocy są wypuszczane na podwórko. Można go nosić, ale tylko wtedy gdy on sam wybierze sobie porę na to. Uwielbia być głaskanym po brzuszku, gdy wybiega z kojca najpierw każe się głaskać, a potem chwyta piłkę i każe ją rzucać. Jego ulubioną zabawką jest gumowy hamburger, który kiedyś piszczał:). Jest wesołym, trochę nieusłuchanym psiakiem, któremu już często dokucza reumatyzm:). Na pewno ma coś z jamnika, ponieważ jest bardzo długi:). Lubi kopać dziury. Daje mu karmę chappy, raz kiedyś dostaje pedigree, ale już niedługo zamierzam mu kupować karmę Brit, ponieważ czytałam że jest dość tania i bardzo pożywna. Jego obroża jest czarna z materiału. Raz na miesiąc sprawdzam czy nie jest mu za ciasna, a robi się to tak: wkładamy trzy palce między futerko pieska, a obroże. Jeśli się zmieszczą i będzie jeszcze trochę luzu, znaczy że obroża jest w sam raz. Myje go ok. dwa razy na rok. Tropuś jest hałaśliwym, kochanym psiakiem. Czasem nazywam go: „Tropuś”, „Pan Tropuśiński”, „Trop”. Ale jego prawdziwe imię to Tropek, a zdrobnienie Tropuś. Wszyscy zawsze się dziwią dlaczego nazwałam psa Tropek, a nie Kropek. A dlaczego miałabym go nazywać Kropek, jeśli on nie ma żadnych kropek:)? Bardzo kocham mojego psiaka i nie zamieniłabym go na żadnego innego. To mój najlepszy przyjaciel. 

Mój drugi piesek, to suczka Tara. 



Tara jest rasy owczarek niemiecki. Nie jest ani długowłosa, ani krótkowłosa. Taka pośrednia. Za to jest bardzo puchata:). Urodziła się latem 2007 roku. W przeliczeniu na ludzkie już niedługo będzie mieć 33lata. Jest wytresowana. Ja ją wytresowałam:). Umie komendy: „siad”, „daj łapę”, „zostań” i do „nogi”. Teraz uczy się komendy „leżeć”. Za każdą, dobrze zrobioną komendę daje jej smakołyk, albo ją głaszczę. Tak samo jak Tropek uwielbia być głaskana po brzuszku. Jej ulubioną zabawką jest gumowa, różowa krowa. Tara odgryzła już jej wszystkie kopytka, różki i uszy:). Jest bardzo łagodna, nawet łagodniejsza od Tropka. Kupiliśmy ją rok po tym gdy umarła nasza poprzednia sunia Sara. W naszej rodzinie nigdy nie zabrakło owczarka niemieckiego. Najpierw była Odri, jej nie poznałam osobiście, potem Sara która urodziła Timura, ale Timura trzeba było niestety uśpić z powodu choroby stawów mięśniowych. Został uśpiony gdy ja miałam dwa latka. A jeśli już mowa o zwierzętach które są za tęczowym mostem, w zwierzęcym niebie, to miałam kiedyś kota o imieniu Pusia, która zdechła w wieku paru miesięcy, ponieważ otruła się trutką na myszy. Był u nas też ok. miesiąc chomik ze szkoły. Kaja bardzo dobrze go znała. Był trochę nadpobudliwy, miał na imię Diabełek. Jednego dnia patrzę wszystko jest dobrze, patrzę następnego… chomiczek nie żyje:(. Tara uwielbia biegać i wciąż chciałaby gryźć obrożę Tropka. Ale on sobie nie daje. Ucieka wtedy przed nią, a jeśli za mocno go uszczypnie, on się odgryza. Tara przegryzła mu już dwie obroże. Zimą, gdy jest dużo śniegu Tara ciągnie mnie na sankach. Uciągnęła nawet tatę, więc jest bardzo silnym psem! Mieszka na podwórku w budzie. Co jest dziwne-Tara nie jada psich smakołyków! Wyjątkiem są smakołyki w kształcie zwierzątek, które smakują jak herbatniki i psie kości. Latem i wiosną musi być regularnie czesana. Myjemy ją ok. raz w roku. Z naszymi pieskami chodzimy do weterynarza raz w roku, jeśli zajdzie taka potrzeba częściej. Tara jest bardzo wrażliwa na ból, sam weterynarz to stwierdził. Kiedyś znalazła puszkę i pokaleczyła sobie nosek, a dwa razy przy jedzeniu kości, poraniła sobie żołądek i wymiotowała krwią! Weterynarz dał nam specjalny proszek. Tara została kupiona od znajomego mojego taty, jej rodzeństwo to był jeden brat podobnego umaszczenia. Jej mama nie miała ani trochę koloru owczarka niemieckiego, ale był to rasowy pies. Pierwszego dnia u nas Tara skomliła strasznie, chciała do mamy i brata… Kiedyś nawet właściciel Tary do nas przyjechał, aby zobaczyć jak miewa się Tara i czy się nią dobrze zajmujemy. I zajmowaliśmy się dobrze! Oba nasze pieski i króliczek, jeśli gdzieś wyjeżdżamy są pod opieką mojego (i Iwony) wuja Pawła. Bardzo kocham Tarę, jak żadnego z owczarków jakie mieliśmy. A jeśli chodzi o Sarę, to chciałabym się pochwalić, że to ja ją oswoiłam:). Gdy miałam 2 latka siadałam przed jej kojcem i patrzyłam na nią. Chwilę na mnie szczekała, a potem siadała i patrzyła na mnie. Przedtem Sara nie lubiła dzieci, a jak ją oswoiłam i już tak na wszystkich nie szczekała. I pomyśleć że dwulatka może spojrzeniem złagodzić psychikę psa… I nie wiem czy prawdą jest to, że gdy patrzy się w oczy psa to pies myśli, że chcesz zaatakować. Ja tak patrzyłam w oczy każdego psa, który miał przyjemność gościć się w naszym domu i jeszcze nigdy żaden mnie nie ugryzł. Kocham Tarę. Oto jak ją jeszcze nazywam: Tarcia, Tarka, Tarunia, Tirti i Tarianna. Ale jej prawdziwe imię to Tara, a zdrobnienie Tarcia. Jest słodka.
A teraz opiszę mojego króliczka miniaturkę Lili



Lili miała przyjemność już być raz na zbiórce:). Jest nietypowego ubarwienia: biało-czarno-beżowego. Mieszka w piwnicy w klatce, a latem jest wypuszczana na swój wybieg w którym ma korytarzyki i domek. Urodziła się latem 2008 roku. Dostałam ją na urodziny od rodziców. Lubi jeść: prawie wszystko co rośnie w ogródku, karmę, kolbę, smakołyki dla królików, siano, trawę… Długo by wymieniać. Zawsze gdy chcę ją złapać, ona się nie daje, a gdy potem już uda mi się ją podnieść i ją głaszczę, siedzi tak spokojnie, jak nie wiem co. Lili umie sztuczkę, że jak moja ręka jest z boku jej oka, to ona kręci się w kółko. Ma też dziwny kolor oczu! Jedno oczko ma niebieskie, a drugie czarne! Lili uwielbia biegać po kuchni i kotłowni. Czasem daję jej płatki owsiane i suchy chleb. Daję jej karmę 2 w 1. Tak się nazywa. Jej przyjacielem jest Tropek i królik mojej koleżanki o imieniu Puszek. Puszek nawet kiedyś u nas był i króliczki razem biegały po wybiegu. Niedługo możliwe, że Lili pozna jeszcze królika mojej drugiej koleżanki Magdy. Kiedyś Lili znała też Pusię, nawet raz ktoś nie domknął klatki od królika i Pusia tam weszła i siedziała razem z królikiem. Lili ma nawet domek, którego wejście jest w kształcie królika, ale już niestety urosła i się tam nie mieści. Ktokolwiek do nas przyjeżdża dziwi się jak Lili urosła. Zwłaszcza Iwona:). Lili jako ściółkę ma trociny. Pazurki już raz jej obcinaliśmy, niedługo znowu będzie trzeba je obciąć, bo są strasznie długie! Gdy ją przywiozłam był u nas taki chłopak z dziadkiem, co jest naszym sąsiadem (Iwona i Kaja powinny go znać, bo jest w ich roczniku, ale nie chodzi z nimi do klasy). I on podobno tez miał królika. Ma na imię Hubert. Po przywiezieniu przełożyłam Lili do klatki i razem z Hubertem ją oglądaliśmy. Wzięłam ją na ręce i razem poszliśmy do mojego pokoju. Nie miała nic przeciwko noszeniu na rękach. Lili często kładzie się na boczku, a to znaczy, że jest szczęśliwa! Nie była jeszcze nigdy chora. Nazywam ją: Lili, Liliana, Lilka, Lilusia, Lila, Lara i Lori. Ale jej prawdziwe imię to Lili, a zdrobnienie Lilusia.Tara jej nie znosi. Kiedyś wpadła do piwnicy i szczekała na nią, a jeszcze kiedyś tata zapomniał, że na wybiegu jest Lili i wypuścił Tarę i takie coś się zdarzyło dwa razy! Całe szczęście opanowaliśmy sytuację. 


Teraz napiszę coś o LPS. (Littlest pet shop) LPS mam 27. Oto jakie mam zwierzęta:

-Konik o imieniu Gwiazda
-Wilk o imieniu Wolfik
-Tukan o imieniu Tuki
-Ważka o imieniu Kiwi
-Foka o imieniu Lili
-Małpkę i imieniu Bananek
-Myszka o imieniu Bibi
-Konik o imieniu Moli
-Kotek o imieniu Kicia
-Piesek o imieniu Tosia
-Krab o imieniu Sebastian
-Królik o imieniu Bunia
-Piesek o imieniu Triksi
-Lisek o imieniu Wolf
-Kurczaczek o imieniu Pipi
-Kotek o imieniu Pusia
-Piesek o imieniu Biszkopt
-Króliczek o imieniu Kubuś
-Pająk o imieniu Kika
-Świnka o imieniu Chrumcia
-Króliczek o imieniu Wacuś
-Króliczek o imieniu Patrysia
-Myszka o imieniu Kuchcik (Serek)
-Piesek o imieniu Dalmation (Dalmi, Reks)
-Miś o imieniu Tina
-Piesek o imieniu Pikuś
-Kangurek o imieniu Pysio

To wszystkie moje petshopy. Moje ulubione petshopy to Pikuś i Tosia. Z domków mam centrum ratownicze LPS. Moim pierwszym zwierzątkiem był kotek Kicia. Kupił mi ją tata w Lesznie. Razem z każdym zwierzakiem jest coś dla niego. Z Kicią był mała, niebieska rybka, z Tosią okulary przeciwsłoneczne, a Pikuś był razem z zastawem „salon kosmetyczny”. 

A teraz coś o moim hobby, czyli: Psy, zwierzęta. Interesuję się zwierzętami, zwłaszcza tymi domowymi. Mam ok. 7książek o zwierzętach, albo więcej. Nie lubię za bardzo ślimaków (ale tylko tych bez skorup), pająków, modliszek ani patyczaków. A ślimaczki, takie małe ze skorupkami, zbieram ok. dwa razy w roku, To trzymam je w słoiku, karmię i codziennie na ok. pół godziny wypuszczam na wybieg. Potem po ok. tygodniu, dwóch tygodniach je wypuszczam powrotem na dwór. Zwierzęta to moja pasja.

A oto wierszyk napisany przeze mnie i moją mamę, ok. dwa lata temu:
Moi przyjaciele
Mam dwa kudłate pieski
Tara jest brązowa i duża, Tropek czarny, niewielki.
Gdy świeci słońce i jest pogoda bawię się z nimi, bo czasu szkoda.
Rzucam im piłkę, a pieski skaczą, cieszą się bardzo gdy mnie zobaczą…

Ja ze swoimi maskotkami:


środa, 6 kwietnia 2011

Pielgrzymka z okazji Dnia Modlitw za FSE do Sanktuarium Matki Bożej Nowej Ewangelizacji w Sobótce

Dzisiaj byliśmy na pielgrzymce. Jaka szkoda, że Tashunka nie była z nami:( Było fajnie. Były na niej niestety tylko trzy wilki: ja -Nadia, Tatanka Yotanka i Błyskawica. Gdy szłyśmy, a właściwie szliśmy z kościoła do „Domu Pielgrzyma” to ksiądz powiedział że jest do niego tylko 200m, a okazało się aż 700! A moja mama wciąż myliła św. Franciszka z Antonim! Jadłyśmy zapiekanki, duszone ziemniaki z koperkiem, kotlet i surówkę, która tak smakowała Błyskawicy, że ten kto nie chciał (ja i mama Błyskawicy) dawał jej. W końcu uzbierały jej się aż 3 surówki, które oznajmiła, że zabierze do szkoły! A piłyśmy herbatę, sok, wodę i gorącą czekoladę. Gdy czekaliśmy na przełęczy Tąpadła spotkałyśmy kocura. Wszyscy dawali mu jeść, Błyskawica dała mu prawie połowę swojej bułki z sersem, a inni dawali mu szyneczkę. Potem ten kociak zaprowadził nas do kolejnego kota, który sprawiał wrażenie niebieskiego, pręgowanego. To była jego partnerka:). Jednak ona nie dawała się głaskać i nosić, tak jak drugi kot. Nagle zobaczyłyśmy, że jest też mały kociak! Niestety nie udało się go złapać:(. Zrobiłam im sesję zdjęciową! A teraz coś o tym, co się zdarzyło gdy szliśmy pod górę. No, co tu dużo mówić… Góra jak każda inna. Ja i Błyskawica byłyśmy potwornie zmęczone. Opadałyśmy z sił, a mama Błyskawicy (była tak jakby „zastępczą Akelą”) holowała nas:). Jakoś doszłyśmy. Na szczycie była wielka gra. Gra polegała na tym, że każda gromada musiała znaleźć balonik ze swoim kolorem (my mieliśmy pomarańczowy), a potem rozbić go i zrobić zadania z niego. Niestety nie zdążyłyśmy:(. Wszystkie z nas kupiły sobie liska z gipsu, który był w „Domu Turysty” za 12zł. Błyskawica kupiła sobie jeszcze dwa ptaszki na posążku, a na nim napis „Ślęża”. Były też małe komplikacje z dojazdem, ale wszystko samo jakoś się ułożyło. A teraz to dopiero zaczyna się historia… Niby mieliśmy iść już pod górę najpierw czerwonym, a potem czarnym szlakiem, ale jednak poszliśmy żółtym. Z powrotem szliśmy szlakiem czerwonym. Były tam skały, obłocone, zgniłe liście, które były mokre (nie napisałam wam jeszcze, ale padał deszcz, śnieg i grad), było mokro i ślisko. Wszyscy tak szybko poszli do przodu że, ja i moja mama nie mogłyśmy nadążyć (mama miała nieodpowiednie, wilcze buty)! Potem wilk Natalia(Akela) wyszła nam naprzeciw i w końcu bezpiecznie odjechałyśmy autokarem. Po Mszy św. nie mogliśmy znaleźć miejsca w „Domu Pielgrzyma” i musiałyśmy przenieść się z obiadkiem do samochodu:). A gdy jechaliśmy już z powrotem (Błyskawica i ja razem, Tatanka Yotanka osobno) mijaliśmy wypadek samochodowy! Całe szczęście nikomu nic się nie stało i wszystko dobrze się skończyło! Jeszcze na koniec chciałabym opowiedzieć trochę o najmniejszym uczestniku pielgrzymki. Ten uczestnik nazywa się Martusia. Szła prawie całą drogę sama! To młodsza siostra Tatanki Yotanki. Na pielgrzymce byli też rodzice wilków czyli: mama i tata Tatanki Yotanki i Martusi, moi rodzice oraz mama Błyskawicy. No trochę dzisiaj się napisałam:). A oto jak zawsze dzisiejsza galeria:

My, na szczycie góry: (ja na środku, z prawej Tatanka Yotanka, z lewej Błyskawica, my dwie jesteśmy białe, ale trochę nam się futerko pobrudziło:))

A to jak już zaczął padać śnieg, a my robimy sobie odpoczynek: (z prawej ja, na środku Błyskawica, a z lewej Tatanka Yotanka, mamy brudne futerko:))



A oto bajka o wilkach:

BAJKA O WILKU
Wilk czuł się bardzo samotny: dokuczał mu brak przyjaciół. Co prawda wszystkie zwierzęta były jego znajomi, ale żadnego nie mógł nazwać swoim przyjacielem. Ilekroć chciał się do któregoś zbliżyć, zwierzę uciekało w popłochu. Gdy próbował powiedzieć ,,dzień dobry'' zającowi czy wiewiórce, one udawały, że go nie słyszą. Zawsze tylko mruczały: ,,że bardzo im się spieszy'' i czym prędzej znikały w krzakach. Wszystkie małe i duże omijały go z daleka. Bały się go jak ognia i wolały go nie spotykać na swojej drodze.

Wilk czuł się coraz bardziej samotny. Jedynym zwierzęciem, z którym się spotykał i rozmawiał był sprytny lis. Jednak lis w oczach wilka nie uchodził za dobrego przyjaciela. Wilk wiedział, że jest bardzo przebiegły i sprytny. Nie mając jednak innych przyjaciół, nie gardził jego towarzystwem

Pewnego dnia wilk i lis bawili się w chowanego. Najpierw ukrył się wilk. Lis bez trudu go znalazł. Potem schował się lis. Czekał i czekał w swej kryjówce. W końcu zniecierpliwiony wyszedł z ukrycia i zaczął krzyczeć. Wilk nie odpowiadał. Zaniepokojony lis wyruszył na poszukiwania. Znalazł wilka siedzącego na pniu.

- Co się stało? - zapytał lis.
- Jestem zmęczony - warknął cichutko wilk.
- Nie wygłupiaj się - zawołał lis - dopiero zaczęliśmy zabawę. - A może jesteś chory?
- Nie, nie jestem. Ale czuję się samotny i opuszczony. Nie mam nikogo bliskiego.
- A ja? - spytał lis.
- Oprócz ciebie, nie mam nikogo. Bawię się tylko z tobą, a chciałbym mieć wielu przyjaciół. W lesie nikt mnie nie lubi.
- Masz rację - odpowiedział lis. A po chwili namysłu zaproponował wilkowi, żeby poszukał znajomych na wsi w gospodarstwie.
Dodał, że mieszka tam wiele zwierząt, które na pewno się z nim zaprzyjaźnią, a on sam ma tam kilka znajomych kokoszek, które chętnie pozna z wilkiem...

Następnego dnia wilk spakował więc swoje manatki i wyruszył na wieś. Po długim marszu dotarł do gospodarstwa. Kiedy wszedł na podwórko, nie było tam żadnych zwierząt. Zajrzał do pierwszego brzegu budynku, niewielkiej owczarni. Wewnątrz spokojnie skubało sobie siano młode jagnię. Kiedy jednak zobaczyło w drzwiach wilka, zabuczało z całych sił: ,,ratunku, na pomoc!''. Wilk jednak tym powitaniem nie zraził się. Zajrzał do kolejnego pomieszczenia. Ale i tutaj powitało go przeraźliwe beczenie. Koza podniosła alarm na całe podwórko.

- O tym, że na podwórku jest wilk wiedziały już chyba wszystkie zwierzęta. Kozy beczały, kaczki kwakały, koty miauczały, a gęsi gęgały. Zdziwiony wilk usiadł na środku podwórza. Pogrążony w myślach, nie zauważył, kiedy podeszło do niego kilka ciekawskich kur. Gdakały, gdakały i dziwiły się. Zaczęły wypytywać go, dlaczego jest taki smutny i czy kogoś szuka? Wilk odparł, że szuka tylko przyjaciela. Lis mu mówił, że tutaj znajdzie go na pewno. Kury, słysząc imię lisa, zaczęły nerwowo dreptać. Wilk zajęty rozmową z kurami nie przeczuwał niczego złego. Tymczasem sprytny lis zakradł się do kurnika i ukradł białą kokoszkę. Chwycił ją za szyję i zaczął pomykać w stronę lasu. W porę zauważył go jednak wilk i udał się w pościg. Złapał lisa, odebrał mu kurę i wrócił do gospodarstwa.

Zrozumiał, że chytrus wykorzystał jego naiwność. Wiedział, że zwierzęta będą uważały go za wspólnika i będzie musiał opuścić ich towarzystwo. W jego ślepiach pojawiły się łzy. Zdobył się jednak na odwagę i powiedział: ,,wybaczcie mi, ja o niczym nie wiedziałem. Chciałem tylko znaleźć przyjaciół. Miałem nadzieję, że wy nimi będziecie, ale w takiej sytuacji nie mam żadnych szans''. Rozpacz jego była tak wielka, że zwierzęta zaczęły go żałować. Podszedł do niego pies i poklepał go po grzbiecie. Rzekł: ,,Dla nas nie jesteś wrogiem. To ty uwolniłeś porwaną przez lisa kurę i nabrałeś się na jego przyjaźń. Prosimy cię abyś został i zamieszkał z nami. Jeśli chcesz możesz razem ze mną pilnować obejścia''. To nowe zajęcie bardzo się wilkowi spodobało.

Małgorzata Białas



 A oto parę zdjęć zrobionych przeze mnie:


Najmilszy ze wszystkich kotków.


My, pod przełęczą Tąpadła.
To tyle!